De Press - Pieśń konfederatów barskich
Uuuu tu to bym musiał napisać esej conajmniej. Więc może tylko garść luźnych impresji.
Pamiętam jak ubierając w pośpiechu córki wybierające się na urodziny koleżanki złowiłem kątem oka napis na żółtym pasku: "katastrofa samolotu prezydenckiego". Pamiętam jak jechałem na te urodziny z samochodu dzwoniąc do znajomych, o których myślałem, że mogli być na pokładzie.
Pamiętam chwilę, gdy oglądając w telewizji morze zniczy, język ognia pod pałacem prezydenckim przypomniałem sobie słowa "Naród nasz jak lawa, z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa; lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi..."
Pamiętam noc spędzoną w tłumie na Krakowskim Przemieściu w kolejce by pokłonić się przez przykrytymi flagami trumnami.
Pamiętam pierwszą rocznicę katastrofy pod pałacem otoczonym barierkami i oddziałami prewencji w pełnym ekwipunku i obserwowane na wyciągnięcie ręki działania zorganizowanych prowokatorów dążących do wywołania zamieszek. Pamiętam posłów muszących siłą przedzierać się przez kordon policji żeby oddać hołd swoim poległym koleżankom i kolegom.
Pamiętam szok mojej żony, gdy wieczorem widziała jak pokazują telewizje to co kilka godzin wcześniej widziała na własne oczy. Ja za długo siedzę w polityce, żeby samemu mieć stosunek emocjonalny do prostej okoliczności, że telewizja kłamie, czasami wyjątkowo bezczelnie.
Pamiętam jak wchodząc coraz głębiej w politykę wróciłem do punktu wyjścia. Jak w każdej dziedzinie wiedzy czy aktywności, kiedy na początku wszystko wydaje się proste i łatwe i im bardziej zagłębiamy się w temat tym bardziej poznajemy niuanse i smaczki, szczegóły i aspekty by na koniec poznawszy już ich tysiące umieć wyciągnąć esensję, istotę, która na powrót jest prosta. Oddawszy głos księciu Adamowi Czartoryskiemu: "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partie polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie."
Pamiętam jak na murze tynieckiego klasztoru znalazłem niepozorną tabliczkę o treści: "W murach tego starodawnego opactwa benedyktynów konfederacja barska broniła niepodległości i honoru Polski 1771-1772". Jej zdjęcie wrzucam sobie czasami na tapetę pulpitu.
Bo jakże łatwo się krzywić, konfederacja barska miała zawsze fatalną prasę. A fe, jacy oni prymitywni, jacy kłótliwi, poubierani w jakieś anachroniczne kontusze i moherowe berety, nie rozumiejący potrzeb modernizacji, kołtuństwo i oszołomstwo. Ja oczywiście patriota, no ale fuj, jak z takimi, ja grzeczny, ja uprzejmy, ja nie jestem cham a oni sami sobie szkodzą, sami sobie winni że trzymam się od nich z dala. Tymczasem wybór jest prosty (nie "był", jest, tylko w trochę innych dekoracjach) : te wąsate oszołomy, lejące krew za niepodległość i honor Polski czy wyperukowane i wypudrowane dziwki na żołdzie a czasami i w łózku imperatorowej. Kłótliwa, brudna i zacofana wolność i godność czy wyperfumowana, elegancka, wygadana i comme il fault sprzedajność, lizusostwo i zdrada. To w ogóle trudno uznać za godną rozważenia alternatywę.
A poza tym miałem już w życiu okazję dwukrotnie na tzw. poważne propozycje tzw. rozsądnych ludzi, z zatroskaniem pochylających się nad moim marnowaniem się w nieodpowiednim miejscu, odpowiedzieć tekstem: "nigdy z królami nie będziem w aliansach, nigdy przed mocą nie ugniemy szyi". Rewelacyjne uczucie, polecam.
Komentarze