Postanowiłem się zebrać i trochę pociągnąć tą moją listę marcinowych przebojów. Dziś padło na:
Thin Lizzy - Whiskey in the jar
Z tą piosenką wiąże się ciekawa egzemplifikacja mojego skrajnego dyletantyzmu w kwestii muzyki - otóż parę lat uważałem, że jest to piosenka Metaliki. (to w ogóle u mnie częste - uważanie coverów za oryginały i na odwrót). Jakież było więc moje zdziwienie, gdy się wreszcie jakoś przypadkiem dowiedziałem, że to irlandzka piosenka ludowa. Poszukałem wówczas dostępnych wykonań i najbardziej jakoś podeszło to Thin Lizzy. Może dlatego, że to irlandzki zespół a za irlandzkość ma się u mnie plusa muzycznego i nie tylko (o czym jeszcze będzie okazja szerzej napisać przy okazji tej listy). Jest oczywiście z mniejszym powerem i mniej wypieszczona niż u Metaliki, ale przez to jakaś taka bardziej autentyczna.
No i sama historia, jedna z tych starych jak świat historii, twardziela i cwaniaka którego jak dziecko przerobiła jego kobieta. Bo to zła kobieta była jakby powiedział Franz Maurer i to kolejne skojarzenie, które zapewniło temu kawałkowi miejsce na liście. Bo tak jakoś mi pasuje do bandycko-alkoholowego klimatu "Psów", filmu kultowego, formacyjnego i swego czasu i dla mnie ważnego (a że patrząc po latach straszna to kiszka była, to już inna historia).
http://www.youtube.com/watch?v=TehFZ38kt6o
Komentarze