Marcin Horała Marcin Horała
699
BLOG

Jaka piękna katastrofa - błędy zebrane Komorowskiego

Marcin Horała Marcin Horała Polityka Obserwuj notkę 15

Bronisław „Error” Komorowski, Calamity Komorowski – to przezwiska tylko z jednego wpisu Marka Magierowskiego. Faktycznie zdecydowanie z tym błędem i katastrofą jest coś na rzeczy. Właściwie kampania Komorowskiego upływa pod hasłem „Codziennie nowe błędy”. Postanowiłem pokusić się o spisanie „błędów zebranych” tej kampanii.

 
Mąż stanu poszukiwany.To podstawowa skaza na wizerunku prezydenta Bronisława. Nie jest po prostu, widać to wyraźnie, politykiem wielkiego formatu. Kandydatem został podnosząc z kandydaturę z ziemi – gdzie wyrzucił ją wcześniej suweren Tusk uznając kandydowanie na prezydenta za ochłap niegodny lidera. To nie byłaby duża wada gdyby wybory odbywały się w atmosferze wesołego grillowania. Czy muszę argumentować, iż pod względem społecznych nastrojów znaleźliśmy się na dokładanie przeciwnym biegunie? Czas jest wyjątkowy, polityka jest najbardziej serio od kilkunastu lat i przyszła pora w polityce na ludzi największego formatu.
 
Pan nie-empatyczny.Te pierwsze dni, przede wszystkim pierwsze kilkanaście godzin, po katastrofie wszyscy Polacy znaleźli się w ciemnej dolinie rozpaczy, bólu, zaskoczenia, niezgody na to co się stało. Naród potrzebował, aby jego liderzy byli razem z nim, przeżywali to, co on. Rozumieli, że wybiła dla Polski czarna godzina – bo tylko wtedy mogli prowadzić nas ku światłu. To był czas na emocje, na patos. Pierwsze orędzie pełniącego obowiązki prezydenta były najważniejszymi minutami w jego politycznej karierze. Mógł wówczas zostać niekwestionowanym liderem narodu, tak jak np. Bush został na wiele miesięcy po 11 września. Tymczasem co otrzymaliśmy? Zamiast lidera prowadzącego naród przez dolinę ciemności trzeciorzędnego urzędniczynę mówiącego o paragrafach – jakby nie zdarzyło się nic istotnego, ot może rząd dostał wotum nieufności i trzeba tymczasowo zarządzać państwem dopóki nie powstanie nowy. Kolejnym akordem budującym obraz człowieka wręcz pozbawionego elementarnych ludzkich uczuć było stwierdzenie że walające się po polu szczątki ofiar i ich rzeczy osobiste "to nie jest wielki problem".
 
Pan małostkowy.Przy całym ogromie katastrofy głównym motywem unikalności sytuacji była tragiczna śmierć urzędującej głowy państwa. Doskonale wyczuli to światowi przywódcy w swoich pierwszych przesłaniach zawsze uwzględniając kilka słów podkreślających znaczenie Lecha Kaczyńskiego dla Polski i na arenie międzynarodowej. Tymczasem na takie kilka słów doceniających po śmierci klasę konkurenta Komorowski w swoim orędziu się nie zdobył – w przeciwieństwie np. do Obamy czy Miedwiediewa.
 
Spocony facet w pogoni za władzą.W pierwszych dniach po tragedii pełniący obowiązki prezydenta wykazał natomiast wątpliwy pośpiech w przejmowaniu osieroconych instytucji. Towarzyszyły temu bardzo niemiłe incydenty jak z przejmowaniem gabinetu śp. Janusza Kurtyki oraz różne plotki np. na temat prucia sejfów – wszystko wskazuje na to, że być może wyolbrzymione, ale oparte na ziarnie prawdy. Szczególnie niezręczne było narzucenie szefa kancelarii w sytuacji gdy trumna śp. Lecha Kaczyńskiego znajdowała się jeszcze w Pałacu Prezydenckim. Podobnie miała się sprawa z podpisaniem zmian w ustawie o IPN – dodatkowo zdradzająca niepewność, co do własnego sukcesu wyborczego.
 
Spirytysta.Podpisaniu nowelizacji towarzyszyła zupełnie już gorsząca uwaga o tym, iż gdyby Lech Kaczyński chciał wysłać ją do Trybunało Konstytucyjnego to by to zrobił. W sytuacji gdy nowelizacja trafiła do Kancelarii Prezydenckiej 9 kwietnia po południu Kaczyński musiałby ją odesłać do Trybunału z zaświatów. Głupkowata złośliwość pod adresem osoby niedawno zmarłej tragicznie nie jest czymś mądrym ani szlachetnym.
 
Pan nie-charyzmatyczny. To, że Komorowski charyzmy nie ma, widać na pierwszy rzut oka. To raz. Ale dwa – że ten problem jest przez jego sztab beznadziejnie rozgrywany. Na pytania o charyzmę trzeba odpowiadać krótko, z kamienną twarzą, że charyzmę oczywiście ma – i zmieniać temat. Odpowiedź krótka, nudna, urzędowa i zawsze taka sama powodowałby, że temat szybko przestałby być newsem. Tymczasem mamy kolejne kręcenia, tłumaczenia, raz dezawuowanie charyzmy jako cechy niezbędnej dla prezydenta, potem znów skomplikowane talmudyczne tłumaczenia że jednak Komorowski ją ma. Wszystko to idzie przez media utrwalając po wielokroć przekaz o Komorowskim mającym charyzmę „kelnera z bufetu kolejowego w Małkini”.
 
Podpisowy nokaut.Jak dotąd największy game changer tej kampanii. Ja wiem, że zbieranie podpisów to wielkie utrapienie dla struktur, nikt tego nie lubi i każda teoria mówiąca, że lepiej pozbierać nie za dużo cieszy się dużym uznaniem. Ale nie ma lekko, trzeba zacisnąć zęby i zbierać. Ja sam przecierałem ze zdumieniem oczy gdy lokalna PO w moim mieście ogłosiła na tydzień przed terminem że oto kończą zbieranie podpisów bo sztab krajowy kazał zebrać 2 tys., oni zebrali 4 tys., i czują się usatysfakcjonowani. Po czym za kilka dni komunikat PiS – zebraliśmy 12 tys. podpisów. Nokaut. Gołych liczb nie da się zagadać. Natomiast kiedy już było wiadomo że PiS idzie na rekord można jeszcze było ograniczyć straty. Złożyć jak najszybciej 120 tys. podpisów mówiąc że licytacja na ich liczbę jest zupełnie bez sensu – i przygotować jakiś medialny hit dla odwrócenia uwagi w dniu, w którym PiS będzie składało swoje. Tymczasem PO do ostatniej chwili chwaliło się ile to nie zebrało podpisów, przygotowało inscenizację z koszulkami i srebrnymi kuframi – po to żeby zaraz potem zapewniać że podpisy nie mają znaczenia. Jak nie mają to czemu zebraliście ich 700 tys. a nie, powiedzmy 150 tys.? Niezapomniane wrażenie robił też przekaz ze schodów PKW gdzie o tym że nic się nie stało i w ogóle się nie przejmują zapewniali Sławomir Nowak i Agnieszka Pomaska z grobowymi minami i nieomal łzami w oczach.
 
Hrabia Bronisław Maria herbu Zielona Pietruszka.Zdaje się że eksponowanie arystokratycznych korzeni Bronisława Marii hrabiego Komorowskiego herbu Korczak jest pomysłem jego sztabu na nadanie mu większego, prezydenckiego, formatu. Pomysł to trafiony jak kulą w płot, bo poziom popularności ciągot arystokratyczno-monarchicznych w polskim społeczeństwie można zmierzyć wynikiem wyborczym Janusza Korwin-Mikke. Jeżeli do tego pojawia się anegdota taka jak ta, że podczas wizyty na Łotwie hrabia Komorowski odwiedził dawny rodowy majątek i wówczas jeden ze współpracowników zażartował „a może by tak wybatożyć chłopów, niech wiedzą że pan wrócił”… Kandydat sformatowany jako kandydat elity przeciw ludowi zawsze przegrywał. Jedynym wyjątkiem był Tusk z przekazem: „ Tak, jestem z elity, ale jestem prosty chłopak z podwórka jak i wy. Dzięki mnie sami będziecie elitą, wystarczy że będziecie szydzić z Kaczorów”. Tymczasem przekaz Komorowskiego to: „Ja, Bronisław Maria hrabia Komorowski herbu Korczak, z Bożej łaski marszałko-prezydento-namiestnik, pan na włościach kurlandzkich uroczyście oświadczam ci kmiocie, że nigdy nie będziesz mi równy”. Również prasowe doniesienia o kręconym z hollywódzkim rozmachem filmiku biograficznym wpisują się w wizerunek wyjątkowego celebrowania własnej osoby.
 
Hołd ruski.Tradycyjnie bardzo duże znaczenie symboliczne przywiązuje się do pierwszej zagranicznej wizyty głowy państwa. W tej sytuacji pierwsza wizyta pełniącego obowiązki akurat w Moskwie i to w roli robiącego tłum na Dniu Zwycięstwa – w dodatku połączona z listą obecności na wawelskim pogrzebie oraz zupełną rezygnacją z podmiotowości Polski w śledztwie dotyczącym przyczyn katastrofy – stwarza fatalne wrażenie Polski jako leżącej w strefie wpływów rosyjskich. Lub co najmniej jakiegoś kondominium rosyjsko-niemieckiego. Tymczasem temu akurat symbolicznemu efektowi można było zaradzić bardzo prosto lecąc wcześniej na kilkugodzinną wizytę roboczą do Brukseli – niechby i tylko po to by spotkać się tam z przewodniczącym Buzkiem (gdyby nikt inny z poważnych polityków europejskich nie był zainteresowany). Ważne, że symbolicznie Polska określiłaby się jako integralna część struktur zachodnich.
 
Dymitriada.Będąc już w Moskwie Komorowski prawdopodobnie zrozumiał symbolikę hołdu lennego i postanowił ją przełamać dowcipną uwagą do kamery, iż Polacy już tam byli 400 lat wcześniej w innym charakterze. Przypominam, że dzień wygnania Polaków z Kremla jest w Rosji świętem narodowym, jednym z symboli integrujących naród. Taka uwaga – i to jeszcze w gościnie na innym ważnym święcie – to mega-gafa. Szczęśliwie przeszła nie wywołując reakcji adekwatnej do skali wpadki. Akurat teraz Rosja realizuje swoje cele na teatrze pojednania z Polakami, więc nie było w jej interesie nagłaśnianie incydentu. Obiektywnie jednak takie wzmianki są w polityce międzynarodowej absolutnie niedopuszczalne. Wyobraźmy sobie na przykład kanclerz Merkel dowcipkującą po uroczystościach 1 września na Westerplatte, że 70 lat temu Niemcy złożyli już tam wizytę…
 
Agent J-23 nadaje.Aby w pełni wykorzystać wizytę w Moskwie do pogrążenia szans na prezydenturę hrabia Bronisław postanowił, że stamtąd właśnie odbędzie się jego pierwsze spotkanie z Polakami w roli kandydata na prezydenta – poprzez wideoczat. Chciano chyba podkreślić tym samym (fikcyjną nawiasem mówiąc) nowoczesność kandydata. Tymczasem symbolika rozpoczynania kampanii od nadawania przesłania z Moskwy, z rosyjskimi budynkami rządowymi w kadrze była powalająca. Czy ten pan ubiega się o urząd prezydenta Polski czy moskiewskiego namiestnika na Kraj Priwiśliński?
 
Wybierzmy przeszłość.Przypomnimy Polakom, czym była IV RP - grzmią sztabowcy PO. A zwolennik PiS może tylko odpowiedzieć: przypominajcie, przypominajcie. Do tej pory kampanie oparte na rozliczaniu przeszłości były pewnym przepisem prawicy na klęskę. Najwyraźniej PO chce nawiązać do tych wzorców. Przekaz negatywny ukierunkowany na przeszłość kontra przekaz pozytywny ukierunkowany na przyszłość. „Możemy marzyć o Polsce o silnej, dumnej, bogatej” kontra „A Kaczyńscy bili murzynów”.
 
Wielbiciel Jaruzelskiego.W ramach kokietowania elektoratu SLD można było zaprosić Jaruzela do samolotu. Ale powoływanie się w programie u Lisa na Jaruzela jako na autorytet (i to w dodatku autorytet dający placet na tą nieszczęsną charyzmę) to zdecydowanie o jeden most za daleko. Może jeszcze Kiszczak zapewniający o uczciwości i Urban o prawdomówności?
 
Brak połączenia z serwerem.Pad strony w trakcie oficjalnej prezentacji nie byłyby czymś strasznym – tego rodzaju przygody zdarzały się samemu Billowi Gatesowi. Niestety fatalna była reakcja – wyraźna panika i nerwy kandydata (a powinno być obrócenie w żart i dystans do siebie i do sytuacji), zderzenie z absurdalnym podbijaniem bębenka (konferencja kandydata rzekomo zapracowanego po uszy trzymaniem sterów państwa – po to żeby powiedzieć, że ma stronę internetową) wreszcie idealne wpisanie się w budującą się już narrację o amatorskiej kampanii usianej wpadkami.
 
Kompetencje z wikipedii.Wpadka z ostatnich godzin. Komorowski próbując wejść w prezydenckie buty, wspiąć się na prezydencki format, powołuje ponadpartyjną Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Niezły pomysł – mamy w przekazie bezpieczeństwo narodowe i ponadpartyjność w jednym, czyli to, co kojarzy się z prezydentem. Co z tego, skoro podczas konferencji kandydat posiłkuje się wydrukiem kompetencji RBN z wikipedii. Znów amatorszczyzna i potykanie się o własne sznurówki. Czy o interesy Polski dobrze zadba prezydent, który w wikipedii sprawdza jakie są jego kompetencje? Czy Putinowi, Merkel, Obamie, Sarkoziemu nie da się ograć ktoś, kogo ogrywa byle kamerzysta z zoomem?
 
 
Podsumowując: jak tak dalej pójdzie to Kaczyński żeby wygrać właściwie nie musi nic robić – całą robotę wykona Bronisław Komorowski i jego sztab. Za wcześnie na triumfalizm. Polskie media są wobec władzy znacznie bardziej układne, w USA i UK po takich wpadkach kandydat byłby rozszarpany. Przewaga w sondażach jeszcze nie stopniała do zera, jeszcze jest półtora miesiąca na odwrócenie trendu. Ale trend jest wyraźny. Zbudowała się narracja o kandydaturze idącej po klęskę. Są już rozważania czy to nie jest celowy manewr Tuska, czy PO nie opłaca się tych wyborów przegrać (co dalej podkopuje Komorowskiego i to w jego własnym elektoracie). Jeszcze można zmienić kierunek – ale jak na razie hrabia Bronisław Maria herbu Zielona Pietruszka ochoczo zmierza do swojego Waterloo.

Z wykształcenia prawnik i politolog. Z zawodu specjalista organizacji zarządzania procesowego i zarządzania projektami. Z zamiłowania samorządowiec i publicysta. Radny miasta Gdyni, ekspert Fundacji Republikańskiej, przewodniczący Zarządu Powiatowego PiS w Gdyni. Zamierzam kandydować na urząd prezydenta miasta Gdyni.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka